Chyba żadnego swetra nie robiłam jeszcze tak długo. I to wcale nie z powodu stopnia jego skomplikowania, zmiany koncepcji początkowej, czy cienkości włóczki, i nie dlatego że go musiałam nie wiadomo ile razy pruć albo mi się nie podobał, zwyczajnie jakoś się nie składało.
Na początku zamówiłam włóczkę (w kolorach rafy koralowej) na wykończenie
tego swetra, ale mi nie pasowała grubością. Nie bardzo miałam na nią pomysł, nie przepadam za poziomymi paskami, ale wtedy pomyślałam że może paski w paskach robione świeżo odkrytą przeze mnie brioszką nie byłyby takie oczywiste i zamiast dopasować jakąś spokojną jednokolorową włóczkę to dokupiłam (z przekory chyba) gradient z tej samej serii tylko w bardziej mrocznym wydaniu (kolory nocnych myśli).
Zaczęłam dziergać sweter wiosną, kiedy było jeszcze chłodno, a ja nadal byłam zafascynowania brioszkowymi oczkami mimo popełnienia już wspomnianego wcześniej sweterka,
tej czapki oraz
tego komina. Zrobiłam w miarę szybko korpusik i odłożyłam do pudła na lepsze czasy, bo nagle zrobiło się ciepło, a mi się nie chciało rękawów robić, czy też raczej motków na nie przewijać i dopasowywać kolorystycznie. I tak sobie leżał i czekał, a ja przy przekładaniu pudła na niego patrzyłam i stwierdzałam że może jeszcze poczekać.
Gdzieś w czerwcu nawet włóczkę przewinęłam i pocięłam tak żeby pasowała, a zamiast żyłek włożyłam dwa komplety drutów w miejsca na rękawy, po czym stwierdziłam, że na dany dzień wystarczy pracy, gorąco jest trzeba coś na lato robić a nie gruby sweter, więc znów leżakował. I pewnie nadal tkwiłby w pudle w oczekiwaniu aż mi się zachce te nieszczęsne rękawy dorobić do zimy, gdybym nie zamówiła wielgachnej szpuli z cieniowaną włóczką przeznaczoną na wczesnojesienny płaszczyk i nie potrzebowała zwolnić moich obu kompletów drutów 4.5 (płaszczyk pewnie do następnej jesieni powstawać będzie ale druty były niezbędne na już). Tak więc (z lekko bolącym nadgarstkiem, który ma się coraz lepiej) dorobiłam rękawy w kilka wieczorów. Tylko musiałam sobie przypomnieć, po tylu miesiącach, jak to leciało z tą brioszką i co ile rzędów zmieniałam nitki, przy czym oczywiście się walnęłam w obliczeniach, a że ten akryl i ten ścieg się wyjątkowo źle pruje, do tego nitki się pozaczepiały włoskami o siebie, to zostawiłam błędem, w oczy nie kuje, ale wiem że tam jest :>
Tak wygląda, po długotrwałym leżakowaniu, nareszcie skończony, chroniący przed depresją jesienną i szarością zimowych dni, wibrujący wesoło kolorami pasków w paskach, sweterek obustronny:
Dwustronny jest z racji tego że pierwotnie bardziej mi się podobało broszka robiona samymi prawymi po lewej stronie ze względu na rozmycie czy też zamglenie linii.
Ale po skończeniu udziergu stwierdzam, że na prawej stronie też wygląda fajnie i jakoś koszmarnie po oczach nie daje jaskrawością kolorów.



Trochę żałuję że nie zrobiłam wersji rozpinanej, fajna by taka wielokolorowa kurteczka była. Przecinać jednak nie będę, chociaż na plecach oczywiście widać łączenie nitek (mnie to nie przeszkadza, lubię takie nieperfekcyjne ale zamierzone detale, dlatego nie chowałam tego z boku). I nie, nie mam aż tak krzywego kręgosłupa po prostu zdjęcia są robione na samowyzwalaczu, a że sweterek jeszcze przed praniem i naciąganiem to skręca jak sam chce.
Jak na pasiak eksperymentalny uważam że się udał, chociaż prułam początek ze trzy razy, nie mogłam dopasować rozmiaru (jak zwykle przy reglanie od góry), a i tak jest nieco zbyt obszerny na dekolcie, dlatego komin z pozostałości nitek dorabiam, i mógłby by być dłuższy, lecz wtedy kolory na rękawach by mi nie zagrały symetrycznie. Sweterek jest nie do końca w moim stylu, to zdecydowanie najbardziej kolorowa dziergana rzecz w mojej szafie, ale mimo wszystko mi się podoba.
Zastanawiam się jakby wyglądał taki model w wersji z jednokolorowych włóczek np. klasycznie czarno biały, może kiedyś zrobię, chwilowo mam inne pomysły dziewiarskie w różnych stadiach realizacji i lato do zamknięcia w słoikach poza codzienym życiem ;)
Z danych technicznych: pomysł mój, druty 4.5, włóczka Nako Vals (240m w 100g), kolory 85811 i 86383, zużycie na rozmiar 38 po około 1.7 motka każdego koloru, zostało mi wystarczająco włóczki na golf-komin do kompletu, który już się robi bo jakoś ten obszerny "otwór głowowy" zimą trzeba będzie niwelować.
Sweterek robiony jest od góry na okrągło, najpierw brioszką dwustronną ściągaczową czy też ściegiem angielskim patentowym (jak zwał tak zwał), 77 oczek dzielone 18-41-18 i dodawane 6 razy w co trzecim okrążeniu (1.5 brioszkowego) przerabiając 3 oczka z 1 w dwóch miejscach na obu ramionach, następnie zmiana ściegu na brioszkę z samych prawych i podział na reglan 17-15-37-15-17 oraz dodawanie 6 razy w co piątym okrążeniu (2.5 brioszkowego) przerabiając 3 oczka z 1 w czterech miejscach na reglan. Po uzyskaniu 149 oczek (22-27-51-27-22) dodałam na podkroje po 5 oczek z każdej strony uzyskując w obwodzie 105 oczek, przełożyłam oczka a na rękawy (po 32 w sumie z tymi z podkroi). Nie próbowałam taliować czy zmieniać szerokości rękawów, fason jest maksymalnie prosty, zakończony na dole korpusu i rękawów brioszkowym ściągaczem. Na samym korpusie troszkę tą brioszkę pomieszałam żeby nie było tak nudno z tymi paskami (i żebym nie musiała rzędów w rękawach dokładnie liczyć czego szczerze nie lubię). Co 15 i co 3 okrążenie nie zmieniałam nitki, robiąc dwa okrążenia tym samym kolorem uzyskując te małe kwadraciki ciapek. Nabierałam i zamykałam oczka dwukolorowo, przemiennie obydwiema nitkami, czego prawie nie widać na zdjęciach ale wyszło bardzo fajnie i wcale nie jest specjalnie skomplikowane, chociaż rozgryzałam to po swojemu.
Brioszkowe sweterki szczerze wam polecam na jesień i zimę, nawet takie jednokolorowe, wcale nie są aż tak włóczkożerne, nabiera się około 1/3 oczek mniej niż gdy dziergamy dżersejem, a taka grubsza faktura robi wrażenie niesamowitej przytulności i ciepła. Jedyne co trzeba rozgryźć po swojemu, to sposób dodawania oczek w brioszce, tak żeby nie było widać dziur i żeby kolory i oczka się zgadzały. Do tego rzędy skrócone raczej odpadają, przynajmniej ja ich z brioszką łączyć nie potrafię. I mechate włóczki się średnio sprawdzają. Nako Vals, które wybrałam ze względu na kolory, niby akryl i nie kudłaty a jednak bardzo mi się plątało w trakcie, prucie do łatwych nie należało, kolory obłaziły sobą nawzajem a nitki się zczepiały, tak więc śliskie włókna byłyby lepsze. Ale kombinować z tym rodzajem ściegu warto, zawsze to coś innego niż warkocze i ażury ;)
Pozdrawiam kolorowo z sentymentalną piosenką wrześniową w tle ;)